Etykiety

sobota, 1 grudnia 2007

Zostałem półmaratończykiem


Start a następy postój za 21 kilometrów. Z okładem. Fajnie się zapowiadało. Po starcie okazało się, że półmaratończycy (56 sztuk) mają mniej więcej moje tempo (niektórzy) i jest się kogo trzymać. I jakoś poszło. Biegłem nawet z przewodniczącym rady miejskiej. Bardzo pomogli mi wareccy znajomi. Okrzyki typu

-Ave Grójec! itp. bardzo podnosiły a duchu. Nie byłem sam. Ktoś trzymał za mnie kciuki i cały czas ich interesowało (bardziej w ramach ciekawostki przyrodniczej na zasadzie -NOWY maniak. ciekawe czy dobiegnie.)jak mi idzie. Podobało mi się mimo że mnie zdublowiali. Ale to przecież nie ma znaczenia. Najważniejsze że ukończyłem.
A mało brakowało.
Najbardziej bałem się pogody. Wczoraj taka plucha, wiatr, śnieg, wilki jakieś a dziś piękne słoneczko, 2 na plusie, łabądki po wodzie, kaczuszki po lodzie, słoneczko w oczy. Pięknie poprostu. Kolka chwyciła na jakimś 14 i to taka, że aż stanąłem (pierwszy raz w życiu chyba kolka mnie zatrzymała) ale tylko na chwilę. Akurat pech bo w tej chwili minął mnie Królik.

Mały obciach, ale niech wie, że nie było łatwo.
Kończę 6. okrążeniea sędzia do mnie że już koniec. Jestem pewny, że jeszcze 3k tym bardziej że mnie Warczaki dopingowali: jeszcze jedno! jeszcze jedno!. o i się zatrzymałem a jakieś 40 sek. Oni że dla własnej satysfakcji powinienem pobiec, ja to samo a sędzia że na pewno już koniec. Ale kiedy spytałem o czas i usłyszałem 1:45 to wszystko stało się jasne. To jest niemożliwe żebym zrobił półmaraton w tym czasie, nie ja, nie teraz. I pobiegłem.

200 metrów później okazało się, że niepotrzebnie stawałem. Ból kolan. Wystarczyła chwila postoju żeby się zastały. No i musiałem zrobić ostatnie 3k walcząc z bólem kolan. Ale przynajmniej nie myślałem o zmęczeniu itp.
Miałem 2:03:11. o to rozumiem, trochę szkoda, że nie zszedłem poniżej 2h ale najważniejsze, że ukończyłem. A to że na 45 miejscu to już tylko dane statystyczne.

Po biegu loteria, skarpety wygrałem biegowe, a jakże. I batona energetycznego (zostawię sobie na następne zawody. Może masaż, herbatka, buła, woda, kiełbaska z grilla? Żyć nie umierać. Od strony organizacyjnej podobało mi się. Nawet przy ognisku można się było ogrzać.
Ale wydarzenie super. Tam biegła cała zgraja maniaków begowych.
-Który to w tym roku?
-Nie wiem, nie prowadzę buchalterii.
-33? 34? Tak 34. Gratuluję poprzeniego. Mogło być lepiej gdyby nie...
-Dobrze będzie teraz.
albo
-Idę się rozgrzać.
Po kilku minutach wraca.
-Już przebiegłeś?
-Jedno kółeczko wystarczy (trzy kilometry w ramach rozgrzeweczki pan pod sześćdziesiątkę).


Kiedy wróciłem do domu na pytanie jak było miałem odpowiedzieć to, co myślałem na mecie
-Nigdy więcej, po co mi to.
ale wyszło tylko
-Fajnie, maraton jest dla ludzi.

0 komentarze: